Na zaduszkowy, długaśny weekend
zrobiłam sobie urlop od Padwy i wybrałam się do miasteczka San
Severino, w regionie Marche, oddalonego od mego miasta o jakieś 370
km. Wyprawa do San Severino – w praktyce kilkudniowe wakacje od
wakacji – przypadła na czas Halloween i Wszystkich Świętych. Miejscowy cmentarz zadziwił mnie tak bardzo, że
postawiłam zadedykować mu notatkę, odstającą od chronologii jak
różowy kaktus na polu marchewki.
We Włoszech dzień Wszystkich Świętych
wygląda podobnie jak w Polsce – tradycyjna wizyta na grobach,
modlitwy za zmarłych. W dzień poprzedzający Święto obowiązuje
post od pokarmów mięsnych, a ostatnimi czasy również
szaleństwo Halloween, praktykowane przez dzieci, tzw. „dolcetto o
scherzetto” (cukierek albo psikus). Zorganizowane bandy małych
diabełków, czarownic, szkieletów i wampirków
chodzą od skelpu do sklepu zbierając cukierki. Jeśli ktoś stawia
opór i nie chce uraczyć słodyczami małych upiorów,
grozi mu smrodobomba, petarda albo dziubnięcie plastikowymi widłami.
Co ciekawe dzieci nie chodzą po prywatnych domach, a jedynie po
sklepach.
Włoskie cmentarze (przynajmniej ten w
San Severino) różnią się topografią od polskich
nekropolii. Przypominają trochę starożytne katakumby, gdzie zmarli
chowani byli w specjalnie wykutych wnękach mieszczących się w
ścianie grobowca. Współczesne włoskie cmentarze wyglądają
podobnie – bogatsi budują rodowe kaplice, a pozostali obywatele
chowani są w niszach zamykanych płytą nagrobną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz